Quinoa jest "petardą, jeśli chodzi o białka, błonnik, wielonasycone kwasy tłuszczowe oraz sole mineralne (...), to znakomite źródło żelaza, magnezu i cynku oraz wapnia i witamin z grupy B (za wyjątkiem niacyny)" - s. 99 książki. Zwróćmy uwagę, żeby nasiona pochodziły z Ameryki Północnej (moja quinoa jest z Peru), nie chcemy przecież objadać ludzi, dla których jest jedynym źródłem pożywienia.
Składniki: 600 g puree z dyni, 150 g quinoi (dla efektu wizualnego pół na pół białej i czerwonej), 150 ml mleka (koziego, migdałowego), 1 jajko od kur z naturalnego chowu, 50 g orzechów nerkowca i/lub migdałów (bez skórki, pokruszonych), 1 łyżka miodu lub syropu klonowego, przyprawy: 1 łyżeczka cynamonu cejlońskiego, pół łyżeczki mielonych goździków i galgantu, kilka ziarenek ziela angielskiego i pieprzu, rozgniecionych, szczypta soli.
Puree robimy piekąc alb rozgotowując w niewielkiej ilości wody dynię (odmianę Hokkaido ze skórką, można też użyć batatów). Po zmiksowaniu powstaje pasta, do której dodajemy przyprawy i migdały.
Quinoę porządnie płuczemy na sicie, pozbywając się tym samym gorzkich saponin. Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni.
Jajko rozkłócamy z mlekiem i miodem/syropem klonowym, dodajemy do naczynia z dynią, wsypujemy quinoę i mieszamy. Tak przygotowaną masę przekładamy do żaroodpornego naczynia z przykrywką (możemy je wysmarować i wysypać, jeśli chcemy po upieczeniu wyjąć zapiekankę w całości, ja zapomniałam i tak powstała pasta:)).
Pieczemy pół godziny aż quinoa zmięknie a wierzch się podpiecze. Smakuje słodkawo, korzennie i orzechowo.
Dobra na żytnim chlebie, choć osobiście zrobiłabym z nią paprykarz z koncentratem pomidorowym. Ale to za jakiś czas, póki co wracam do lokalsów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję