25/06/2018

Kasztanowe congee

Kasztany jadalne to smak słodki, idealny dla osób niedoborowych i wychłodzonych, osłabionych i rekonwalescentów. Mało u nas znany.



Kasztanowe congee pobudza pracę nerek, wzmacnia kolana i lędźwie, pomaga w leczeniu żylaków. Płatki można dodać do długo gotowanego ryżu, również orkiszowego lub przyrządzić samodzielnie - klik po przepis. Miód z kasztanami jadalnymi (klik) to koncentracja słodyczy, która służy regeneracji wątroby, harmonizuje ją. Można też przyrządzić budyń kasztanowy (klik) z mąki, jest bardzo zdrowy.  

Niestety nie zawsze to co jadalne jest smaczne a to co smaczne zdrowe i choć znam amatorów kasztanowego smaku, sama do nich nie należę. Próbowałam już przeróżnych kombinacji: kasztany i wanilia, kasztany i kokos, jedynie kakao i czekolada (w dużej ilości) dają radę. Zauważyłam, że słodko-mdły smak congee (czytamy kondżi) dobrze jest przełamać czymś kwaśnym, jak porzeczki czy pigwa. Można byłoby też pójść w stronę słonych wersji: szczypiorek, jajko, pasta miso. Ciekawe czy zyskałyby uznanie wśród smakoszy kasztanów?

Witam Was w kolejnym tygodniu projektu Sunvita Was Wita.

21/06/2018

Makaron z cukinią

Bywa, że robię go na okrągło. Wcześniej szparagówkę zastępowałam szparagami, ugotowany, wyłuskany bób też tu pasuje.


Składniki: paczka makaronu orkiszowego, 2 małe cukinie, 2 garści młodej fasolki szparagowej (może być mamut), 1 mała cebula, 2-3 łyżki masła klarowanego, opcjonalnie listki greckiej bazylii do dekoracji i wiórki z parmezana, sól i pieprz do smaku, ulubione zioła (u mnie bertram i macierzanka), odrobina dobrej jakości sosu sojowego.

W jednym garnku gotuję fasolkę, w drugim makaron orkiszowy al dente. Ugotowane odcedzam i płuczę zimną wodą. Cukinię szoruję i ze skórką tnę nożem szczelinowym na paski (jak są szerokie tnę je potem na pół). Cebulę kroję drobno.
Na patelni rozgrzewam masło klarowane, szklę cebulę, następnie dodaję cukinię, potem fasolkę, przyprawiam i chwilę przesmażam, dodaję makaron. Jeszcze ciepły posypuje parmezanem i ziarnami konopi siewnych, jak mam.


Makarony

Uwielbiam jak moje chłopaki robią w kuchni makaron. Stary stół, który wędrował z nami przez wszystkie przeprowadzki aż tutaj został wymieniony na biały. Ręczną maszynkę zastąpiła elektryczna, z nakładkami. Nawet lodówka w tle jest aktualnie srebrna. Zmiany, zmiany.


Ale gar (prezent od taty na pierwsze mieszkanie), szpatułka do mieszania makaronu i stolnica pozostały. I dzień tygodnia - niedziela, bo zawsze wtedy rusza domowa manufaktura. Jak ciasta wyjdzie dużo, mąż piecze na blasze podpłomyki, specjalnie dla mnie. Są pyszne z dżemem do kawy.

Mąka? Dawniej wiejska, teść obsiewał długie łany i swoje ziarno woził do młyna. Dziś orkiszowa z Sunvity. Mąż mówi, że podczas gotowania musi powstać krochmal, wtedy makaron z wody ma smak jego dzieciństwa. Taki niepłukany to samodzielne danie, za które 3/4 mojej rodziny dałoby się pokroić. 

Zdjęcie bez ustawek i stylizacyjnych zamierzeń, z projektu Sunvita Was Wita.

20/06/2018

Rupieciarnia

W głębi osiedla, po drugiej stronie ulic jest market i osiedlowa rupieciarnia. Prócz ubrań z drugiej ręki jest tam całkiem spory kącik kuchenny z kubkami i talerzami, czasem trafi się jakiś metalowy staroć, fajna tkanina, gliniana doniczka. Uwielbiam.


Znoszę te rupiecie do domu i używam do stylizacji, są inne niż wszystkie. Czasem uda się też trafić jakiś fajny ciuch, tekstylia rozkładają się 50 lat, czy warto kupować wyłącznie nowe?

Zdjęcie z projektu Sunvita Was Wita a na nim wiklinowa taca, widelec, pojemnik na jajko, talerz i metalowy dzbanek z klapką, za grosze.

18/06/2018

Poranki z Mimo-zą

Zapraszam na poranki ze mną u szefowej z Bingen - KLIK



Codziennie rano znajdziecie kilka słów o żywieniu i zdjęcie. Wybrałam te najpiękniejsze. Lajkujcie, komentujcie, udostępniajcie te co Wam się podobają. Dziękuję, to bardzo ważny dla mnie projekt. 

A tutaj na blogu zapraszam na cykl HISTORIA JEDNEGO ZDJĘCIA, bo lubię pamiętać.

15/06/2018

Na chorobę ci odżywianie

Chwilę było mi obojętne co jem, ale wracam jak ta marnotrawna córka do odżywiania. 



Zajadam się czereśniami (staram się do południa), bo rozgrzewają i usuwają nadmiar kwasów z organizmu. Dla takich jak ja, co dotkliwie odczuwają chłód i nawet latem mają zimne stopy oraz dłonie,to owoce idealne, również na stany zapalne stawów, kiedy kwasu moczowego jest za dużo we krwi, zaczyna się krystalizować i odkładać. Poprawiają jakość krwi, nawilżają.

Wróciłam do zbożowych śniadań, było nawet  ryżowe congee z migdałami i kostką daktylową (ryż i migdały moczę całą noc). Dzieci wolą jednak placuszki orkiszowe. Na obiad makaron z pesto i cukinią (jak ten - klik). Zamiast szparagów - szparagówka (również odmiana mamut), do pesto dodaję zgniecione awokado, czasem bób albo całkiem obywam się bez pesto. Córka mówi "szkoda, że zrobiłaś tak mało" i zjada dwie solidne porcje. Jak chcesz zrobię jutro znowu.

Testuję zdjęcia, zgodnie ze wskazaniami jasne, ale rezygnuję z fotografowania wszystkiego. Chyba, że czas i okoliczności pozwalają. Wolę parzyć język, nieprzegapiać, poczuć. Wbrew pozorom mamy trudny czas. Ratuję nas odżywianiem, a że wybór dobrych rzeczy jest oszałamiający, idzie mi dobrze. W pracy mniej zleceń, prawie urlop. Mam czas, żeby złapać dystans i przypomnieć sobie co jest tak naprawdę ważne.

11/06/2018

Oscypek w panierce z żurawiną

Właściwie to walcowata gołka pocięta na plastry i opanierowana (oscypki są wrzecionowate). Wędzone albo nie. Takie makaronowe nitki to korbacze, a biały ser w kawałku to bundz (jak na zdjęciu). Jest jeszcze miękka bryndza. Zapachniało Bieszczadami? Miało, właśnie wcinam do kawy bułeczkę z bundzem i konfiturą.



Zanim wezmę się do roboty chciałam Wam powiedzieć, że lubię taką kuchnię - otwartą na to co obrodzi i zostanie podarowane. Ciemną jak blaty w kuchni i drewno na zachodnim balkonie, smaczną jak doświadczenia, które warto pielęgnować. Bez filtrów. Na zdjęciach czereśnie spod domu i niedzielne śniadanie made by córka (pancakes).

Składniki na gołki w panierce: gołka (bieszczadzki oscypek w formie walca, jak czort słona więc nie ważcie się niczego dosalać), jajko od kurki wolnej, bułka tarta (orkiszowa albo ze świeżo zmielonym lnem), olej do smażenia, słoiczek żurawiny jak do mięsa.

Ser kroję na plastry, maczam w rozmąconym jajku, obtaczam w bułce tartej i smażę z obu stron na złoto. Podaję z żurawiną. Proste?


Pozdrawiam Dzikie Bieszczady, panią Ulę z warkoczami i cały Przystanek Cisna. Tęsknię za Wołosate z lat dziewięćdziesiątych.


Bundz w zalewie ziołowej

Majowy bundz to prawdziwy rarytas (mówią, że najlepszy do nocy świętojańskiej), łagodny w smaku niczym mozzarella. Zalany solanką a potem ziołowo-czosnkowym olejem świetnie zastępuje fetę (wiem, bo już kiedyś robiłam). Zapracowany z weekendowego wypadu przywiózł bieszczadzkie sery, będzie też oscypek w panierce (w kolejnym wpisie).



Składniki: pół kilograma świeżego bundzu, 1/4 szklanki soli, 1 litr wody, 1 główka czosnku, ukochane suszone zioła (klik), pieprz w ziarenkach (kolorowy albo kubeba), ok. pół litra oleju (rzepakowy pomieszany z konopnym). 

Bundz kroimy w centymetrową kostkę. Najpierw zalewamy go solanką (na litr wody 1/4 szklanki soli) i odstawiamy na 2 doby pod przykryciem (ser musi był w całości zanurzony). Po tym czasie przepłukujemy go na sicie i osączamy. Następnie przekładamy go do wyparzonego słoika i zalewamy olejem (u mnie rzepakowy wymieszany z konopnym). Dodajemy ząbki czosnku, 1 łyżkę ziół i kilka ziarenek pieprzu. Zamykamy i czekamy 2 tygodnie (słoik może stać w temperaturze pokojowej).

Na zdjęciach również tofeta (klik), podobna technika ale zamiast bundzu mamy tofu. Wersja dla wegan i na diecie bez nabiału. 

09/06/2018

Czerwiec od kuchni

W upały zwykle tracę głowę i nie wiem co gotować. Kręcę się po kuchni z melonem, wykrawam kuleczki i pozwalam im taplać się w soku z miąższu, posypując je listkami mięty. Melony mają siarkowy posmak i należą do rodziny dyniowatych, wolę odmiany miodowe od ogórkowych. Dodatek migdałów i fety mile widziany.




Na krótko odpalam piekarnik, żeby upiec cukinie - warzywo idealne na gorąc. Popijam arbuzowy koktajl i zajadam się czereśniami. Odkąd zrobiłam miętowy syrop nie mogę obejść się bez mocnej, miętowej i niestety słodkiej herbaty (w smaku jak Nana z lubelskiej Mandragory). Piję ją w malutkich filiżankach od Ewy. Kawę ograniczyłam do migdałowo-kawowego mleka. 

Przepisy ze zdjęć i inne znajdziecie tutaj - KLIK, zapraszam.
W domu oczywiście porządny obiad musi być oraz naleśniki orkiszowe robione co drugi dzień. Z nową patelnią to pestka. Jeśli dodać do nich mus ze słodkich jabłek to mamy danie bez dodatku cukru. W przyszłym tygodniu dotrą orkiszowe makarony, w zalewie stoi tofu na tofetę (klik). Witaj czerwcu.

06/06/2018

Arbuzowe mojito

Zapracowany uwielbia mojito a Ewcia przywiozła ze Słowacji rum, ja zaś jestem fanką arbuzów i miętowego syropu. W "Leksykonie smaków" wyszperałam dla nas przepis na to cudo i już po pierwszym łyku wiedziałam, że jakoś przetrwam to lato 🍉🍸🍸




Składniki: 200g cukru trzcinowego, 200ml wody, 20 liści mięty, połówka dojrzałego arbuza, biały rum i kostki lodu wedle uznania.

Robię syrop miętowy rozpuszczając w wodzie cukier - w oryginale 200g na 250ml na małym ogniu, ale można w dowolnych proporcjach, użyłam trzcinowego i rozpuściłam go we wrzątku. Następnie dodaję przepłukane i osuszone liście mięty, koniecznie porwane, by uwolnić olejek eteryczny - w oryginale 20 liści, w praktyce jak najwięcej. Odstawiam aż syrop nabierze przyjemnego miętowego smaku, przecedzam i schładzam.
Miksuję miąższ arbuza (bez pestek, w oryginale należy przetrzeć przez sito, ale wcale nie trzeba) i wlewam do szklanki, dodaję kilka łyżek syropu, biały rum i kilka kostek lodu. 

PS. Dzieciom podajemy bez rumu a łyżeczka syropu miętowego świetnie smakuje również z kawą. W upały pijam też zimne "mleko" kawowe (owsiano-ryżowo-migdałowe). Istna rozpusta - jesienne dziewczyny jakoś muszą sobie radzić 😆☕☕🍃

Dziękuję mojej niecierpliwej modelce, że za każdym razem stara się mieć włosy pod kolor, hehe.

04/06/2018

Odważnie o truskawkach

Truskawka ma silne działanie nawilżające, świetna jako przekąska w bezdeszczowe upalne dni i dla osób uskarżających się na niedobór płynów: suchość oczu, strzelanie w stawach, napiętą, przesuszoną skórę, chrypkę i suchość w gardle, szczupłą (wręcz suchą) budowę ciała. 



Poprawia im apetyt, nawilża płuca i wspomaga wytwarzanie płynów organicznych. Ze względu na dużą zawartość krzemu i witaminy C jest pomocna przy odnowie naczyń krwionośnych i tkanki łącznej. To owoc, który świetnie sprawdza się do wiosennego oczyszczania organizmu (poczekajmy jednak na pełnię sezonu). Przynosi ulgę w  zaburzeniach układu moczowego, takich jak bolesne oddawanie moczu i niemożność oddania go. Jest też w stanie pomóc w usuwaniu kamienia nazębnego. 

Truskawka jest jednak trucizną kuchenną dla osób na nią uczulonych (przy czym uczulają zwykle owoce niedojrzałe) oraz dla tych z mokrym odrywającym kaszlem, zakatarzonych, łatwo pocących się, gromadzących wodę, z opuchlizną i obrzękami.To właśnie z tego powodu przestrzega przed nimi moja szefowa z Bingen w swojej terapeutycznej kuchni. 

Truskawka jest również owocem bardzo nietrwałym, rośnie blisko ziemi i łatwo może dopaść ją szkodliwa pleśń. Warunki w jakich zbieramy i przechowujemy truskawki są więc bardzo ważne. Oczywiście polecam te niepryskane. Moje pochodzą z dobrego źródła - od teściów (dziękuję) a Zapracowany zasadził pod domem krzaczek dla ozdoby (jeszcze są białe). 

01/06/2018

Lemoniada z bzu

Lubię zapach i smak bzu czarnego: kwiatów i potem owoców. Dziś proponuję lemoniadę.


(przekwitły kasztany, w tym roku wszystko wcześniej)

Składniki: 8 pachnących kwiatostanów bzu czarnego (zbieramy w ładny, suchy dzień), 1 litr wody z 2 łyżkami cukru do zalania i potem syrop z wody i miodu oraz sok z cytryn do smaku.


Kwiatostany rozkładam na gazecie, żeby opuściły je róże żyjątka. Staram się nie zgubić zbyt dużo żółtego pyłku. Wodę z cukrem zagotowuję i studzę. Zalewam zimnym syropem kwiatostany i przykrywam (używam zamykanego, szklanego wyparzonego naczynia, można słoika lub miski i talerza - to przyspiesza namnażanie specjalnych drożdży występujących na kwiatach bzu).

Następnego dnia można już zlać syrop, zagotować i uzupełnić do smaku sokiem z cytryny oraz wodą z miodem (podawać schłodzony), ale można też poczekać 2-3 dni aż całość zacznie lekko fermentować (zaglądajmy i wąchamy codziennie, jeśli pojawią się ślady pleśni będziemy musieli całość wyrzucić).

Pierwsze leciutkie bąbelki to znak, że proces ruszył, wtedy wyrzucamy kwiatostany, bzowy syrop przelewamy do większego naczynia i uzupełniamy wystudzonym syropem cukrowym (ok. pół kilo cukru na 5 litrów wody, sok z 3-4 cytryn). Przelewamy do butelek i zatykamy gazą (nie radzę szczelnie korkować - buzuje i może eksplodować). Napój nadaje się do picia po 3-5 dniach, kiedy część cukru zmieni się w alkohol.

Taki musujący napój z kwiatostanów bzu i cukru w Anglii, Szwecji i na Węgrzech można powszechnie kupić w sklepach. Przepis (inspiracja "Dziką kuchnią" Łukasza Łuczaja) zostawiam na kolejne lata i dla Beaty. 
Innym sposobem na wykorzystanie kwiatów jest smażenie ich w cieście naleśnikowym.