W ziarnach, nasionach, orzechach częściowo zmielonych (co uławia przyswajanie) i podprażonych (co zapobiega jełczeniu) tkwi moc mikroelemetów, których z racji wyjałowienia gleb czy naszego wieku (OMG 46 lat!), jesteśmy pozbawieni.
Pestki dyni, słonecznika, orzechy włoskie/laskowe, migdały, babka płesznik i jajowata, len, konopie muszą być. Przynajmniej łyżka takiego miksu dziennie. U mnie - z racji innych niedoborów - również oleje z pierwszego tłoczenia: konopny, z orzechów włoskich, migdałowy. I dużo ciepłych warzyw (mięsa mniej, ale jest). Plus trochę powietrza i ruch, codziennie.
O czekoladzie wspominałam? Nie powinnam. Oczywiście, że nie jest konieczna ale jakoś nie mogę bez niej jak bez fotografii i kawy. Gotowi na blue monday?
Też się staram, ale ten rok kiepsko się dla mnie zaczął. Póki co przegrywam :(
OdpowiedzUsuńPrzytulam i wygranych życzę..
UsuńOby się rozjaśniło!
UsuńNasiona uwielbiamy całorodzinnie, u nas też miks musi być na co dzień!
OdpowiedzUsuńAleż piękne naczynia!!! Nie mogę się napatrzeć.
Bardzo je lubię 😊
UsuńMam wrażenie, że jednak blue monday już był :(
OdpowiedzUsuńNo u nas dziś chyba 😉
Usuń