W którekolwiek okno nie spojrzę (a trochę ich mam) widzę jakieś drzewo: kasztany, brzozy, modrzewia, czereśnie, wiśnie, sosny, cisa, jodłę, mirabelkę, jabłonkę, w oddali kaliny. A mieszkam w mieście.
Dobrze się czuję w ich towarzystwie. Są spokojne, niektóre monumentalne, urodzajne, stare, chorujące. Zmieniają się wraz z porami roku.
Modrzew miał brata-bliźniaka na rogu ulicy, ale go wycięto bo przeszkadzał podczas przebudowy jezdni. Ten rośnie bezpiecznie na naszej posesji, zaglądając gałęziami w północno-wschodnie okna przy schodach. Jesienią zrzuca igły, wcześniej wybarwiając je na żółto (tak, wiem - utrapienie, ale nie zamieniłabym). Wiosną zielenieje i brudzi żywicą, latem daje cień i chłód. Wraz ze świerkową siostrą, której gałęzie mogę dotknąć z balkonu, to dwa najbliższe mi drzewa (dosłownie).
Na ig (wejście w pasku obok) znajdziecie stale rozrastającą się galerię zdjęć oznaczoną #portretdrzewa. Zapraszam do oglądania.
Piękne światło w zakamarkach :*
OdpowiedzUsuńWolisz wschód czy zachód? 🌞
UsuńLubię i wschód i zachód, ba każde światło jest niezwykłe.
UsuńJa też się zżywam z drzewami, krzewami, które żyją obok mnie. Pamiętam kalinę pod skrzydłem szkoły podstawowej, która towarzyszyła mi od 1 do 8 klasy, jak kwitła. Przeżyłam szok gdy pewnego razu zauważyłam że jej już nie ma, a chodziłam wtedy do drugiego skrzydła tego samego budynku, do liceum. Długo nie mogłam tego zrozumieć i nadal do niej tęsknię...
OdpowiedzUsuń😢
Wydają się wieczne. Nie rozumiem decyzji o wycinkach. Przytulam.
Usuń