06/12/2017

Zdjęć nie będzie


P i ą t a  p i ę ć d z i e s i ą t - ciemno, pocieszam się, że o szóstej pięćdziesiąt nie byłoby jaśniej. Na śniadanie sobie i córce przygotowuję budyń zbożowy z owocami (klik), syn woli wczoraj robione naleśniki (klik), mąż nie jada śniadań, wybiera spanie do ostatniej chwili. Furczy ekspres, nastawiony po omacku przez córkę, pachnie nową kawą z pomarańczami. Jak wszyscy opuszczą dom, zostaną dwie brudne miski, otwarte pudełko po kaszce instant, obierki, upaćkany nóż, mały rondelek, cztery do sześciu kubków, łyżki, talerze. Nie do wiary.

D o c h o d z i  d z i e w i ą t a, zamieściłam wpisy i powinnam wziąć się za produkcję modela do zdjęć. Pogoda jednak niełaskawa, ciemno i deszcz zacina. Brak światła wygonił mnie ostatnio na balkon, gdzie urządziłam sobie prowizoryczne studio, przyklejając tapetę z drewnianym motywem do plastikowej skrzynki narzędziowej. Stary fotograficzny trik. Jednak przy dużym wietrze model potrafi sfrunąć piętro w dół i potem ani go zjeść, ani uwiecznić. Ostatnio wiatr zerwał mi nawet tapetę, podstępnie nocą. Doświadczenie mówi mi więc, że dzisiaj nic z tego. Czas robić obiad dla rodziny.

P i ę t n a s t a, znowu ciemno. Piekę buraki, bo pogoda na jutro obiecuje przejaśnienia. Oczywiście w dniu zaplanowanych wizyt lekarskich, więc z aparatem będę mogła co najwyżej pomykać Lubartowską (klik). Może zabrać danie z buraków ze sobą? (wraz z torbą dodatków do świątecznej stylizacji). Córka biega po domu w czapce mikołaja, podobno dzięki niej będzie miała zniżki na lodowisku. Czekam na odbiór faktur, nadaremno, kot w kuchni okupuje okolice piekarnika. W wolnych chwilach przeglądam w necie stylizacje świąteczne, ceny przyprawiają mnie o zawrót głowy, więc obiecuję sobie wznowić czwartkowe wypady do osiedlowej rupieciarni po fajans i tkaniny. Przypominam sobie, że czwartek jest jutro.

P r z e d  s n e m  trę pieczone buraki na drobno, rano po ciemku będę zagniatała ciasto na pierogi. Jeśli nawet domyślacie się co to będzie za danie, to niech to zostanie naszą tajemnicą. Znowu pachnie pomarańczową kawą. Cóż, musicie mi uwierzyć na słowo, bo zdjęć nie będzie.

6 komentarzy:

Dziękuję