Dwumetrowe krzaki bzów szerokie na kilka metrów, stary modrzew, na którym gniazdowały ptaki i jaśmin.
Myślałam, że są moje, ale okazało się, że były miasta. Poszły w ruch piły mechaniczne i rozdrabniarki. Została betonowa pustynia i moje rozgoryczenie. Po stracie.
O nie...!!! U mnie też tną... Za każdym razem brak mi oddechu, jak to widzę.
OdpowiedzUsuńJak przykro. I jak blisko. Szkoda ich.
OdpowiedzUsuńBardzo smutny obrazek :(
OdpowiedzUsuńZasłaniały mi balkon od ulicy, psu dawały cień, ptakom dom, ludziom tlen. W maju i czerwcu pachniały każdemu kto koło nich przechodził.
OdpowiedzUsuńMiastu przeszkadzały w rozbudowie ulicy.
Ewa przywiozła mi nowe sadzonki bziaków i jaśminowców, ale gdzie ja je teraz posadzę? Miejsce miasto zaanektowało pod nowy chodnik.
:(
OdpowiedzUsuń