Od wielu lat obiecuję sobie, że nastawię staropolski, długo dojrzewający piernik, ale jeszcze mi się to nie udało. Na szczęście mam świetny przepis na ekspresowy, wilgotny, ostatniej szansy.
Składniki: 100g masła, 200g miodu (uwielbiam gryczany), 50g surowego cukru trzcinowego, 250g jasnej mąki orkiszowej (użyłam typ 700), 1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia z kamieniem winnym, 1 płaska łyżeczka sody, szczypta soli bez antyzbrylaczy, 2 jajka od kur z naturalnego chowu, 100 ml kwaśnej śmietany, 1 łyżeczka cynamonu, po pół łyżeczki galgantu, mielonych goździków oraz na czubek łyżeczki gałki muszkatołowej.
Mąkę przesiewam z przyprawami korzennymi, sodą i proszkiem do pieczenia. Żółtka oddzielam od białek. Białka ubijam na sztywno ze szczyptą soli. Rozgrzewam piekarnik.
Miękkie masło miksuję z miodem, cukrem i żółtkami. Dodaję śmietanę a następnie mąkę z przyprawami. Na koniec delikatnie mieszam z ubitymi białkami.
Keksówkę smaruję masłem i wysypuję bułką tartą, wykładam ciasto i wyrównuję. Piekę godzinę w 175-200 stopniach do tak zwanego suchego patyczka.
Wystudzone można udekorować, ja jednak lubię ciasta proste, bez mas i warstw. To jest doskonałe i poleca się przez całą zimę. Gingerbread - mój korzenny chleb do kawy, uwielbiam 🖤