(domowa prostota)
Trzeba namoczyć na noc, ugotować bez przykrycia za to z odpowiednimi ziołami/przyprawami i do miękkości (to eliminuje wzdęcia), odrobinę posolić pod koniec gotowania. Odcedzić, przestudzić i zblendować (grudki mile widziane). Z tak przygotowanej "strączkolady" można zrobić pastę kanapkową, zupę (rozcieńczając bulionem warzywnym/rosołem), kotlety (z cebulą, jajkiem i bułką tartą) albo wmieszać odrobinę do ciasta/sosu (przemyt doskonały).
Do czarnej fasoli dodaję kumin (zapobiega wzdęciom) i posypuję papryką w proszku dla zaostrzenia smaku (ostrą, wędzoną) - tak robię pastę na żytni chleb, którą zjadam z plasterkiem kiszonego ogórka/marchwi. Do białej pasują nasiona kopru włoskiego (przeciw wzdęciom), szałwia i pomidory (do pasty suszone z oliwy).
Ciecierzycę lubię z kaparami w zupie albo z pieczonymi plasterkami buraka, soczewicę w pierogach (kupuję w osiedlowej garmażerce), białą fasolkę tradycyjnie "po bretońsku" z pomidorami, a z grochu najchętniej falafele. Tak - można je zrobić z grochu! A Wy - jecie/lubicie strączki?
Moje wegańskie dzieci często robią takie cuda i ja również je uwielbiam.
OdpowiedzUsuń😊
UsuńCzarną fasolę uwielbiam, mimo że jedzenie robi się brunatne, lubimy :)
OdpowiedzUsuńMąż mówi: zjadłem te fioletowe kotlety co mi dałaś z grzybami 😁🍄
OdpowiedzUsuń