Z dziwactw o kilku muszę Wam jednak napisać, bo może nie wiecie. Na zdjęciu kisiel z kuzu i pudding z chia, więc może zaczniemy od nich.
Kuzu
Nie lubię zimnych surowych soków (nawet latem), ale też nie przepadam za konsystencją kisieli. Odkąd jednak zaczęłam robić sobie te z kuzu (są trochę rzadsze), wszystko stało się smaczniejsze. Kuzu to roślina z rodziny Pueraria Thungbergii, azjatycki chwast, którego korzeń zawiera dużą ilość skrobi (w naszej rodzimej kuchni korzystamy najczęściej ze skrobi ziemniaczanej), jest on jednocześnie bogatym źródłem żelaza, wapnia i fosforu. Kuzu oczyszcza z toksyn, wzmacnia odporność i siły życiowe oraz wspomaga walkę z nałogami (jest dobrym źródłem długotrwałej energii, porównywalnym do małej czarnej). Rekonwalescentów bez apetytu kisiel z kuzu i naturalnego soku, z kawałkami owoców, stawia na nogi (wypróbowane!). W naturalnej medycynie chińskiej jest również silnym lekiem odkwaszającym, więc jeśli jecie za dużo mięsa i słodyczy... Przepis - KLIK.
Małe nasionka o wielkiej mocy - dwie łyżki stołowe (przydział dzienny) działają jak ekwiwalent 5 kapsułek oleju lnianego lub 10 kapsułek tranu. Można nią posypywać sałatki, dodawać do pieczywa i naleśników. My lubimy zmieszać te ziarenka z dobrym mlekiem ryżowym albo migdałowym (z gotowców polecam Vitariz, Alpro nie kupuję) na pudding i w ten przyjemny sposób zaopatrywać rozwijające się mózgi w potrzebne im kwasy Omega 3. Nie do zastąpienia w okresie dorastania. Córka jest zachwycona, ja też, a i gościom smakuje. Polecam również przedszkolakom! Przepis - KLIK.
A teraz coś dla starszej widowni.
Bertram
Nie wyobrażam sobie bez niego mojej kuchni. Dlaczego? Pachnie znajomo (czytaj: słowiańsko), a dodawany do potraw sprawia, że są smaczniejsze. Neutralny, po chwili odrobinę piekący, bardzo ziołowy.
Stosowany w tradycji leczniczej św. Hildegardy, hinduskiej Ayur-Vedzie oraz rosyjskiej medycynie ludowej. Ma bardzo wszechstronne działanie, sami przeczytajcie - KLIK. Niezbędny składnik diety seniorów. Pozwala trawić bezresztkowo, budować dobrą krew i zapełniać jelita dobroczynni bakteriami. Rzeczywiście, dzięki niemu znacznie rzadziej i krócej chorujemy. Jak zaczyna nas coś brać, pijemy ciepłą wodę z cytryną i bertramem.
Niejakie zainteresowanie wzbudził też we mnie dyptam, ale z nim lepiej uważać - jest gorzki!
Asafetyda
Chodzi za mną a ja ją uwielbiam (pierwsze dwa razy dostałam ją w prezencie, za trzecim - sama zamówiłam). Pachnie podsmażaną cebulką, jednak bardzo, bardzo delikatną w smaku (wraz z dodaniem do dania, łagodnieje). W krajowej nomenklaturze nie ma dobrej passy, nazywana "czarcim łajnem", "smrodliwcem", "zapaliczką cuchnącą" - rzeczywiście potrafi zdominować przyprawową półkę (należy ją trzymać w szczelnie zamkniętym słoiku), ja jednak nie odbieram jej zapachu jako podłego (zgniły czosnek? siarka? naprawdę?).
Jest szczególnie łagodna dla bakterii jelitowych i wątroby, bardzo skuteczna na wzdęcia, choć podobno pomocna również przy chorobach układu oddechowego: astmie, zapaleniu oskrzeli.
Widziałam ją jako żywicę, przywiezioną z Indii (w marcu i kwietniu tuż przed kwitnieniem obcina się łodygi przy korzeniu, wycieka z nich mleczna ciecz, która wysycha na żywicę). Praktyczniej jednak kupić w proszku (przesypaną mąką ryżową) i dodawać szczyptę, zwłaszcza do dań z fasoli.
Mniam!
Bardzo ciekawe :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńChłonę i muszę się wypuścić na ziołowe zakupy :) uściski
OdpowiedzUsuń