01/12/2016

W obronie hygge

Fala krytyki zalała książki o hyggowaniu a przecież to od nas zależy, czy do tworzenia nastroju potrzebujemy wydać pieniądze, czy wystarczy, że wyciągniemy rodzinne pudła ze świątecznymi dekoracjami. Jednym bliżej do slow innym do flow, a jeszcze inni wybiorą rodzime narzekanie (czy krytykanctwo) - podobno też odpręża 😉


Dla niewtajemniczonych "hyggja" w prajęzyku staronordyjskim znaczy tyle co "myśleć" i "czuć się zadowolonym", chodzi o znalezienie takiego miejsca czy osób, z którymi/gdzie możemy poczuć się bezpiecznie i odpocząć, by nabrać energii i odwagi do dalszego działania. Rekwizyty nie są tu konieczne, za to uświadomienie sobie, nazywanie i praktykowanie tego stanu już tak. 

Język nie tylko opisuje rzeczywistość, ale również ją współtworzy. Im lepiej umiemy opowiadać o czymś, wskazując niuanse i przejawy, tym łatwiej nam to tworzyć i wspólnie przeżywać. Nie mamy polskiego słowa (i sądząc po fali krytyki - trudno nam będzie je znaleźć), więc na razie niech wystarczy duńskie hygge (konia z rzędem temu kto wie jak się to czyta!?!). To co: spacer po lesie, kubek parującej herbaty, pogaduchy... - pohyggujmy trochę, na pohybel polskiej rzeczywistości 😊

Czytałam książkę Marie Tourell Søderberg "Hygge. Duńska sztuka szczęścia".

4 komentarze:

  1. No mnie ta książka niestety bardzo zawiodła. I nie chodzi mi o krytykanctwo, ale o uczciwość w stosunku do siebie ;-) Wywiad z autorką w WO był sto razy lepszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co masz na myśli, Joanno?
      Oczywiście nie jest to książka tak przełomowa jak "Sekretne życie drzew" czy "Nie ma się czego bać", ale łączenie jej z konsumeryzmem czy zagrożeniem dla PKB - naprawdę?

      Usuń
    2. Kiepskie zdjecia, wielkie marginesy, dość banalne treści. Piękna okładka, ale skrywa wydmuszkę dla mnie. I zwróć uwagę, ile jest o piciu alkoholu, jest nawet hygge-upijanie się ;)

      Usuń
    3. Zbiór tego jak hygge rozumieją inni.

      Usuń

Dziękuję