Jeśli wstanie się odpowiednio wcześnie można spotkać panie w nonajronowych fartuszkach założonych wprost na biustonosz i nonajronowych czepkach, z papierosem w dłoni albo stertą pudełek do wyniesienia na suchą frakcję. Wstają bardzo rano i lepią pierogi, do kupienia w osiedlowej garmażerce: ruskie, lubelskie... kopytka. Potem znikają za drzwiami a wraz z nimi całe pokolenia naszych babć, mam i ciotek.
Niebawem będą nie do odzyskania.
Tak, mam to wspomnienie gdzieś z tyłu głowy. I chociaż wracają bary i pierogarnie, to już nowoczesne, bawełniane, barwne i mocno odbiegające od tego, co mam wciąż na podniebieniu.
OdpowiedzUsuńZmiany są nieuniknione. A ja mam skłonność do nostalgii 😉
UsuńTo ja w tym nastroju nostalgicznym smażę jabłka:). Mam zapachu pełną kuchnię.
OdpowiedzUsuń