07/08/2018

Niezawodna wieś

Teściowie skarżą się na cenę malin w skupie, w porównaniu do sklepowej - zgroza. I na przepisy unijne, że już nie można w jednej oborze trzymać świnki i krowy. 



Nie przeraża ich sianie, koszenie, zwożenie, obrządek, tylko to jeżdżenie po urzędach. Rejestrowanie i wyrejestrowywanie przychówku. Z rozrzewnieniem wspominają dawną gospodarczą "samowolkę". 

W rosole pływa żołądek i serce. Kto ciężko pracuje, jeść musi. Żywi nas polska wieś. Naprawdę z serca dziękuję teściom za ten trud.

11 komentarzy:

  1. W Irlandii rolnicy nie narzekają na unię, ale możliwe, że wszystkie gospodarstwa już dawno dostosowali do przepisów i wymagań. W Irlandii, to jednak rolnicy są najbogatsi, nie mieszczuchy. Na jednego mieszkańca przypada 15 owiec i 5 byków. Unia ładuje w gospodarzy, ale podobno z powodu wielu językowych potyczek, urzędnicy z Polski wiele motają wprowadzają pośród rolników dezinformację, nie wyrabiają się na czas, a rolnicy tracą. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tu chodzi o maleńkie gospodarstwo, o godność takiego rolnika z powołania, nie dla zysku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadgorliwość urzędnicza Moniko, to ludzie ludziom zawsze lubią układać życie tak, by im było trudniej. Trochę dłubałam w przepisach unijnych z powodu pracy, w Polsce jest jeden problem, komunikacyjny i słabe interpretacje (problemy ze zrozumieniem języka i jego znaczeń) albo tak, jak w danej chwili pasuje, by wywołać chaos, inne dziadostwo, manipulować ludźmi, bo tak... podłość to podłość i tyle.

      Usuń
    2. Taki świat już znika. Mam tego świadomość. Taka samowystarczalność pozakomercyjna. Ten trud, zwany przez nich zwykłym a nawet dobrym życiem.

      Usuń
    3. Mam inne spojrzenie tutaj w Irlandii na małe gospodarstwa, a sporo ich. Od jednego z takich rolników kupuję jajka, sery i warzywa. Wciąż uważam, że to ludzka zawiłość i niechęć do ludzi powoduje brak komunikacji i uwielbienie by komuś utrudnić życie. Fakt, Irlandia jest trochę dłużej w Unii, ale przecież przepisy są takie same, wszędzie. Kwestia interpretacji i dobrej woli urzędników.

      Usuń
    4. Chyba ciężko mi przyznać, że to taki polski klimacik. W komunikacji i dobrej woli nie jesteśmy przodownikami, eh.

      Usuń
  3. Maleńkie gospodarstwa są (nie tylko w Polsce) na straconej pozycji. Wymykają się władzy spod kontroli, bo są/mogą być samowystarczalne.
    Ja mam ledwie hektar ziemi a mam swoje warzywa, trochę nasion, owoce, mięso (kury i króliki). Parę lat temu trzymałam dwie mleczne kozy. Podobnie było u każdego sąsiada. Teraz po mleko (krowie) mój mąż jeździ kilkanaście kilometrów, bo cała ziemia wokół nas została wykupiona przez dwóch rolników. To są już kombinaty z bardzo nowoczesną technologią uprawy. Czasem mam wrażenie, że za chwilę zostanę zaorana tymi ich wielkimi ciągnikami.
    Różnorodność produkcji i szacunek do ziemi to już przeszłość.
    Rób więc zdjęcia i wysyłaj swoje dzieci do dziadków na wakacje, aby ich życie było bogatsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja młodzieży jest już bardzo niewysyłalna.
      Też tak to odbieram - na straconej pozycji. Konie pasące się spotykam częściej niż krowy. Część dawnych rolników zaopatruje się - o zgrozo - w marketach, kupuje przemysłową mąkę i chemiczne gotowce. Mają dość tyrania i dokładania do gospodarki.

      Usuń
    2. Pięknie te kury brodzą w rdeście. Nie będę dokładać osobistego smutku, tylko napiszę, że my też coraz dalej po mleko jeździmy. Ustaliła się teraz odległość do sąsiedniej wsi i oby się już nie wydłużała droga do najbliższej obory.

      Usuń
    3. Więc to rdest? Jak go nie ma, kury pobierają kąpiele piaskowe, też gdzieś to jest na blogu :-)

      Usuń
    4. Wygląda mi na rdest ptasi, z resztą bardzo fajna z niego murawka tutaj. :)

      Usuń

Dziękuję