Jeśli mamy coś z prepersa (jak przetrwać na zgliszczach cywilizacji?) lubimy robić zapasy. To atawizm, któremu naprawdę trudno się oprzeć - lepiej mu ulec, ale z głową.
(grzybki zbierał i robił mąż)
Po pierwsze szafka z niepsującymi się produktami (sucha fasola, brązowy ryż, kasza, makarony, miód) - to nas powinno nieco uspokoić. Po drugie mały comfort food w zamrażarce (dla mnie jest to rosół na nagłą niemoc po gorączce, dla Zapracowanego... eh, szkoda gadać). W spiżarce kilka słoików z czymś własnym (wiśnie do grzańca, trochę dżemów, grzyby), w lodówce wiejskie jaja. Przetrwamy!
A teraz najważniejsze - trzeba to regularnie przeglądać, bo żeby nie kupować na zapas trzeba się stale naocznie przekonywać ile się do tej pory kupiło.
Mam podobnie :) ale mój małżonek, gdybym tylko pozwoliła, to... ach. Lubi kolekcjonować najróżniejsze smaki w słoikach i czasami, jak coś zużyję, przygotowuje podwójnie. Grzybki przywozi od mamy. Ale też nalewki, pasjonata :)
OdpowiedzUsuńSkarb ☺
Usuń