Chyba nasyciłam się wreszcie roślinną dziczyzną i powoli mogę zmienić się w księżniczkę skubiącą te swoje szparagi za obłędne dziewięć zł.
Kroję je więc w słupki, kostkę, wreszcie w makaronowe paski (zawsze można wymieszać z poczciwą cukinią, żeby było taniej). Potem blanszuję w osolonym wrzątku (albo przesmażam na maśle) i mam roślinne tagliatelle. Zjadam z dowolnym sosem (na dowolnie wybranym boku) albo tylko posypane tartym parmezanem. Roślinna prostota.
A teraz z innej beczki. Jak pamiętacie od jakiegoś już czasu mamy, prócz psa, także kota. Dziś jednak mąż zgapnął się dlaczego. Cóż, potrzebny nam remont w kuchni (KLIK, kredyt - wcale)!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję