Grzeję w rondelku wodę albo roślinne "mleko": kokosowe, migdałowe, ryżowe, owsiane. Do wrzącego płynu sypię orkiszowy grysik (albo płatki owsiane), szczyptę soli bez antyzbrylaczy i Hildegardowe przyprawy (bertram, galgant - jeśli nie macie można pominąć). Gotuję minutę ciągle mieszając (płatki po wyłączeniu można odstawić, żeby napęczniały).W osobnym ganku nastawiłam już wodę (można wrzucić kilka kapsułek kardamonu, zwłaszcza jeśli nie macie lukrecji). Obieram i przepoławiam gruszki, wydrążam gniazda nasienne (jeśli mam cytrynę, skrapiam je sokiem). Teraz zanurzam je na chwilę we wrzątku i po minucie - dwóch, wyławiam. Robię to po to, by gruszki nie powodowały nieprzyjemnych wzdęć (wodę wylewam).
Na talerzyk wykładam "owsiankę", posypuję ją nasionami babki płesznik (albo chia) i sproszkowaną lukrecją (można pominąć), na wierzchu układam gruszki i całość polewam odrobiną oleju z orzechów włoskich. Dzieciom można dosłodzić miodem, syropem orkiszowym albo klonowym.
Dekoruję lekko podprażonymi na suchej patelni orzechami włoskimi (ale mogą być płatki migdałów). Pycha! Kto gotów spróbować takich ekscesów? - dajcie znać, zapraszam.
A pogoda jaka jest - każdy widzi! (w Lublinie wiosna co drugi dzień:))
Tymczasem wyzwanie, można jeść habermus albo owsiankę, kto gotów?
Moje dzieci nazywają to Hildegarda Challenge;)
PS. Jak ktoś się złamie i zje naleśniki orkiszowe z dżemem albo orkiszowy/żytni chleb z pastą kanapkową a nawet jajecznicę z kuminem i białym pieprzem to też mu zaliczymy:)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję