Jako dzieciak zbierał miętę z babcią, nad wodą, a ona mu potem robiła te pierogi. Żona taka fajna nie jest, bo woli robić naleśniki (klik po przepis), no czasem drożdżówki, jak ją najdzie, ale za to miętę czuje :-)
Miętowe klimaty lubi też córka. Odmiana polej (rzadko występuje w Polsce, suszoną można kupić tutaj - klik) jest stosowana do inicjowania miesiączek, które spóźniają się z powodu stresu (również u kobiet, których faza lutealna jest krótsza niż powinna). Mięta polej rozluźnia i umożliwia sprawny przepływ płynów. Przywraca rześkość i energię zmęczonemu ciału. Świetnie wpisuje się więc w aktualne potrzeby domu.
PS. Prócz mięty czuję też lawendę, ale o tym następnym razem :-)
Paddy czuje miętę, hoduje czerwoną i zieloną. Suszy i rozdaje kolegom. Ja nie mogę, ten smak mnie nie przyciąga. Nic miętowego nie wyprawiam. Paddy pije herbatę z miętą i tyle tego.
OdpowiedzUsuńHmm... czerwoną? Jak nie mięta to może lawęda?😊
UsuńPieprzowa, zielone listki z czerwonymi smugami, dlatego mówię na nią, czerwona. Lawendę uwielbiam ❤️ Czekam na Twoją opowieść o niej 🌷
UsuńI doskonała jest na nalewkę :)
OdpowiedzUsuńOj tak. Po lubelsku z limonką albo bez do kawy 🍸☕
UsuńTeż uwielbiam taką naleweczkę:)
Usuń