Jego stan emocjonalnego otępienia jest wynikiem specyfiki gatunkowej, a nie złego traktowania. Swój ostatni posiłek zjadł na początku jesieni, a potem - wraz z chłodem - oddalił się w metaboliczny letarg. Dlatego jest taki niemrawy (do czasu).
Ten pochodzi z małego, rodzinnego stawu. Karpia nie da się hodować intensywnie - znam i dobrze myślę o człowieku, który go doglądał, przy wigilijnym stole zasiądę z tymi, co go odłowili - ciężka robota, wierzcie mi. Sfotografowanego (archiwum, 2011 rok) puszczam na szerokie wody internetu, gdzie podobno nie gości zbyt często. Nie oburza mnie, że zostanie zjedzony - gdy polana wesoło trzaskają w kominku, płoną zwłoki jakiegoś drzewa. Prawda jest taka, że wykorzystujemy żywe istoty, bardziej boli, że ponad miarę (mnie też to niestety czasem dotyczy).
Karpia nie zjemy w tym roku, jak i w minionych latach również, tak jakoś nie mogę jeść tego, co na mnie wcześniej patrzy :*
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest.
Usuń