Trujące! - orzekł mąż (tak samo mówił jak smażyłam dziki bez). Spojrzałam litościwie - tak? a ja jadłam i żyję (złego nic nie weźmie - pewnie pomyślał, no nie weźmie, bo je anginkę). Najpierw dodałam ją do pierogów z dorszem (KLIK), potem wyłożyłam jej liśćmi dołki foremki na muffiny - ciasto biszkoptowe pięknie przechodzi jej aromatem.A wiecie dlaczego masło trzymamy w maselniczkach (koniecznie zamykanych)? Ano dlatego, że z łatwością chłonie zapachy z otoczenia (lodówki), a więc... zamknięte z rozgniecionymi listkami anginki... stanie się cytrusowe. Podobnie ocet, olej albo cukier - potem taki cukier utarty z białkami da nam pachnący lukier. W naparze z geranium można ugotować rybę albo jabłka, dodać go do galaretki. Macie jeszcze jakieś pomysły? - moja doniczka jest już mocno przetrzebiona, ale odrasta (mówicie, że nalewkę?).
Twórczego życia i wszystkiego smacznego!
PS. Następnym razem o poczciwym aloesie czy pokojowej paprotce?;)
To na na koniec jeszcze zdjęcie z serii "dzieci tu były"; przypominam o posadzeniu cebuli na szczypior!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję